wtorek, 24 lutego 2015

My, ludzie...

     ...szczęście... przychodzi i niesie radość, że nie sposób opisać...
     ...nieszczęście... przychodzi i niesie rozpacz, że nie sposób opisać...

     Co zatem różni te dwa przejściowe, przemijające stany ducha? Jeśli przyjąć obiektywne patrzenie, o ile jest to w ogóle możliwe, to... nic, absolutnie nic ich nie różni, choć może wydawać się to niedorzeczne.

     Ostatnie dni były bardzo, ogromnie trudne... strata... ogromna, niepowetowana strata, że nie sposób opisać, choć zdarzyło się podobnych strat w moim życiu wiele i wszystkie, nigdy nie "odrobione", nie przekute na zysk, przestały jednak doskwierać tak wyraziście. Wracają przy Wigilii, Wielkanocy, rocznicach urodzin, imienin, przy okazji przeglądania zdjęć, wizyt we wspólnych miejscach. Jest tych momentów przypomnienia, rozmowy w duchu i łez wciąż sporo, ale nie tyle, ile na początku, w chwili powstania poczucia straty, w chwili uświadomienia sobie niemożliwości bycia razem w wymiarze fizycznym. 

    
      Jeśli nic już nie widać, jeśli jest tak ciemno, że choć oko wykol, to nie pozostaje nic innego, jak tylko: "Zapal światło głupia, bo zęby wybijesz!" - to słowa mojej zawsze uśmiechniętej, zawsze znającej odpowiedź, zawsze potrafiącej znaleźć wyjście Eli, która pomaga mi teraz bardzo, ale już w innym wymiarze... Jak bardzo chciałabym Ją teraz przytulić, wie tylko Ona i... ja...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz